Genaker - żagiel jak motyl.
Today only two pictutes of our new sail - colorful gennaker.
Właśnie wróciliśmy z półtoramiesięcznego rejsu. Włóczyliśmy się po szkierach Karlskrony i przystaniach Bornholmu. To był wyjątkowo „lajtowy” urlop. Spokojna żegluga, podczas której testowaliśmy różne nowości, wprowadzone na Safranie w czasie długiego, zimowego remontu. Prysznic działa i to jest fantastyczne. Używane ogrzewanie kabin… 50/50 – odpala, ale po pewnym czasie z niewiadomych przyczyn całkiem się wyłącza. Trzeba nad tym jeszcze popracować. Ale za to, kupiony z drugiej ręki, dzięki Internetowi, genaker - to był strzał w dziesiątkę! Zamiast na silniku, długie godziny słabiutkiego wiatru żeglujemy w ciszy. Zamiast nieprzyjemnego łomotania ciężkich żagli na martwej fali, co najwyżej szelest lekkiego materiału. Dobrze, że wybraliśmy genaker, żagiel pracujący nawet w pełnym bejdewindzie, a nie „pełno wiatrowy” spinaker, bo jest bardziej uniwersalny. Pierwsze stawianie wymagało nieco główkowania, a rękaw służący do gaszenia żagla zawinął się ciasno podczas podciągania i z olbrzymim trudem dał ściągnąć. Przed drugą próbą do fału doczepiliśmy krętlik i problem się rozwiązał. Pozostała sama przyjemność żeglowania. I radujący serce żeglarzy widok kolorowego, wypełnionego wiatrem żagla. Często genakery czy spinakery porównuje się do motyli, na naszym widać jednak delikatnie zarysowaną twarz arlekina.
Genaker, gennaker.